niedziela, 27 stycznia 2013

Rozdział III


LIAM

Błękitnowłosa nieźle opieprzyła Zayna. On naprawdę znalazł ten naszyjnik, nie ukradł go! Kiedy oni się kłócili, ja z zaciekawieniem obczajałem jej wygląd. Zgrabna dziewczyna, z pięknymi oczami. Szkoda tylko, że jej włosy były koloru lodów smerfowych.
- Przypilnuję go – oznajmiłem patrząc jej w oczy.

Napisała adres swojej przyjaciółki na karteczce i podała ją mi. Zayn popatrzył na mnie ze zdziwieniem. Chyba nie za bardzo mu ufała. Spiorunowała go wzrokiem i odeszła seksownie kręcąc pupą. Nie umknął mi ten szczegół. Oj miała czym kręcić, miała!
- Dawaj mi tą karteczkę! – warkną Malik – I przestań gapić się jej na tyłek!
- Ty też patrzyłeś – powiedziałem z wyrzutem.
- Ale przestałem – burknął niewyraźnie.
- Jedziemy tam

Westchnąłem głośno. Louis, Harry i Niall podeszli do nas cali w skowronkach. Byli mokrzy i brudni.
- Kąpiel w fontannie, zaliczona – zaśmiał się Lou. Zayn pokręcił głową z dezaprobatą. Zawsze był najbardziej opanowany z nas. W życiu codziennym był właściwie gburem, który uważa się za idealnego. Po mimo jego wad był moim najlepszym przyjacielem.

-Musimy gdzieś jechać – powiedziałem.
- Gdzie? – zapytał Harry zdejmując przemoczoną marynarkę. – Ja też chcę!
- Nie! – warknął Zayn.
- Dobra złośnico! – zaśmiał się Hazza – My wracamy na chatę!

Zayn prychnął pogardliwie. Ja nie rozumiem skąd w nim taka dawka gniewu. Może ma okres?! Nie wiem. Czasem potrafi dać popalić. Potrafi drzeć się na nas bez najmniejszego powodu. Ehh... nauczyliśmy się z nim żyć, a nawet go lubić. Co my byśmy zrobili bez Zayna?

CORIN

Biegałam bez sensu po domu wywracając wszystko do góry nogami. Po policzkach ciekły mi gorące łzy. Mama w pracy, tata wyszedł gdzieś z kolegami, chociaż mogłam sobie w spokoju powrzeszczeć i wyklinać. Przeszukiwałam starą kanapę w salonie. Wyrzuciłam na bok kremowe poduszki. Sprawdziłam poszewki i wszystkie zakamarki. NIC! Z moich ust płynęło coraz więcej wyzwisk skierowanych w powietrze. Grzebałam w szafkach, szufladach, szkatułkach. Sprawdzałam pod dywanami, komodami. Nawet w akwarium z rybkami mojego taty zostało przeszukane, ale nic nie znalazłam.

Zrezygnowana usiadłam na fotelu. Słone łzy wciąż wypływały z moich oczu. Nic nie mogłam na to poradzić. Zgubiłam najcenniejszą rzecz , jaką miałam.
- Dlaczego? – szepnęłam. Absurdem było to, że chciałam usłyszeć odpowiedź. – Dlaczego?! – wrzasnęłam uderzając pięścią w oparcie skórzanego fotela. Czułam się wprost fatalnie.

Moją nostalgie przerwał dźwięk dzwonka. Spojrzałam na drzwi wejściowe. Nie chciało mi się otwierać. Zadawałam sobie sprawę z tego, że wyglądam jak ostatnia oferma. Czerwona twarz, poszarpane włosy. A niech se dzwonią! Ja se posiedzę i poużalam się nad sobą!

Ktoś nadal natarczywie dzwonił do drzwi. Olałam to i poszłam na górę. Gdyby to była mama to weszłaby od razu. Ma swoje klucze, tak samo, jak tata. Weszłam do pokoju i rzuciłam się ma łóżko. Czułam się rozbita. Taka słaba i bezradna. Utraciłam jedyne co miałam po babci. Jedynej osobie, która mnie rozumiała i doceniała. Zawsze potrafiła znaleźć dla mnie czas, gdy moi rodzice byli zajęci swoimi ważnymi sprawami.

***

- Corin?! Co to za bajzel?! – Mama wparowała do pokoju w butach na różowym obcasie i zwiewnej białej spódnicy. Podniosłam się niechętnie i podpierając się na łokciach spojrzałam w jej piwne oczy. Mama zaniemówiła. Nie dziwiłam się jej. Czułam, jak każdy włos sterczy w innym kierunku. Czułam gorąco w policzkach. Na mich czułam zaschnięte łzy. – Co się stało?!
- Zgubiłam medalik od babci! – załkałam.

Mama bez słowa przytuliła mnie. Siedziałyśmy na łóżku w milczeniu. Zalewałam łzami białą koszulę mojej mamy. Kochana rodzicielka gładziła mnie uspokajająco po głowie. Nie miałam ochoty na nic. Może jestem histeryczką? Przecież to tylko naszyjnik! Od jego braku nie umrę! Najwyżej uschnę ze smutku!

ZAYN

Leżałem na łóżku obracając zawieszkę od naszyjnika w palcach. Nikt nam nie otworzył. Dzwoniliśmy i pięściami waliliśmy w drzwi. Na nic! Zawiedziony wsiadłem do samochodu Liama. Wściekłem się na... nie wiem na kogo! Na wszystkich. W samochodzie nawrzeszczałem na swojego współtowarzysza. Nieźle mu się dostało. Nic nie poradzę na to, że mam wybuchowy charakter. Lubię się kłócić. Taki już jestem i dobrze mi z tym.

Drzwi do mojego pokoju otworzyły się cicho. Zza nich ostrożnie wychylił się Liam.
- Mogę wejść, czy będziesz strzelał? – zapytał.
- Czekaj, tylko wyjmę Uzika z pod łóżka! – parsknąłem pogardliwie.
- mam dla ciebie świetną wiadomość! – zaśmiał się rzucając się na moje łóżko.
- No dawaj! Już trzepie portkami ze szczęścia.
- Mam numer do niebieskowłosej.
- Skąd?! – podniosłem się energicznie. Przenikliwym spojrzeniem lustrowałem Liama. Nie byłem pewny co do tego, że mówi prawdę.
- Mam paru znajomych! – zaśmiał się i wybrał jakiś numer na swoim telefonie komórkowym. – Włączę na głośnomówiący.

Nacisnął coś na telefonie i usłyszałem głośny dźwięk. Dostałem palpitacji serca.
- Halo? – dźwięczny głos rozbrzmiał w słuchawce.
- Cześć! Tu Liam. – powiedział Liam zbliżając usta do głośnika.
- Kto? – zapytała zdziwiona.
- Ten przyjaciel złodzieja – powiedział patrząc na mnie. Spiorunowałem go wzrokiem.
- A tak, kojarzę, kojarzę. Skąd masz mój numer?
- To nie jest teraz ważne! – przerwałem im – Twoja koleżanka nie otworzyła nam drzwi. Staliśmy tam, jak głupki.
- Może jej nie było, geniuszu! – powiedział
- Mogła byś podać nam jej numer? – zapytał Liam.
- No nie wiem...
- Proszę – powiedziałem cicho, aczkolwiek dobitnie.
- No dobra… Ale tylko dlatego, że ten naszyjnik jest dla niej ważny.

Podała nam dziewięć cyferek. Patrzyłem na nie i powtarzałem każdą z nich pod nosem.
- Dzięki wielkie – powiedział Liam.
- Nie ma za co, tylko proszę, pospieszcie się.

Wyciągnąłem swój telefon i wbiłem numer dziewczyny. Miałem szczera nadzieję, że będzie to ta długowłosa dziewczyna z kawiarni. Przyłożyłem telefon do ucha i czekałem. Ta chwila ciągnęła się w nieskończoność. Jeden sygnał, drugi, trzeci.
- Odbieraj, do jasnej cholery! – warknąłem do głośnika.
- Halo? – styrany i zmęczony głos wreszcie rozległ się w słuchawce.
- Cześć, jestem Zayn – zacząłem.
- Wiesz ci, ja nie mam najmniejszej ochoty na pogaduszki. Naprawdę. Zły moment wybrałeś. Zadzwoń kiedy indziej to może porozmawiamy – powiedziała to tak cicho, że ledwo potrafiłem zrozumieć treść jej monologu.
- Mi nie chodzi o luźne rozmowy – tłumaczyłem – Znalazłem coś, co należy prawdopodobnie do ciebie.
- Co?! – ożywiła się.
- Twój naszyjnik. Leżał przy klombie goździków w parku.
- Taki z dwoma rękawicami na złotym, cieniutkim łańcuszku?! – pytała z niedowierzaniem.
- Dokładnie! – zaśmiałem się.
- Boże! Ja nie wiem, jak ci dziękować! Już myślałam, że go nie znajdę.
- Spotkaj się ze mną i będziemy kwita.
- Gdzie?
- W parku, przy fontannie. Jutro o 15:00. Co ty na to? – zapytałem z nadzieją w głosie.
- A masz może czas dzisiaj? Chciałabym odzyskać moją zgubę, jak najszybciej.
- Dobrze. To za godzinę?
- W parku – zaśmiała się.
- Będę na pewno.
- To cześć Zayn!
- Pa Corin!

Zerwałem się z łóżka i zacząłem wygrzebywać moje kremowe spodnie. Liam patrzyła na mnie i nie śmiał odezwać się ani słowem. Grzebałem w komodzie nie mogąc znaleźć żadnej koszuli. Koniec końców zdecydowałem się na biały T-shirt. Obejrzałem swoje odbicie w lustrze i uznałem, że wcale nie wyglądam źle. Ubrałem wysokie adidasy na nogi. Lubiłem je, zawsze wolałem chodzić w takich niż zwykłych.
- Włosy Casanova! – krzyknął Liam, gdy już miałem wychodzić. Miał rację, nie poprawiłem jeszcze włosów. Szybko nadrobiłem zaległości i wybiegłem z domu.

CORIN

Przebrałam się szybko. Wybrałam różowe rurki, które kupiłam z rok temu. Miałam je na sobie może dwa, trzy razy. Nie lubię różowego koloru. Jest zbyt dziewczęcy. Wyjęłam z szafy białą bluzkę z dużym dekoltem. Była trochę dłuższa z tyłu. Poszłam do łazienki i umyłam twarz. Nałożyłam podkład, bo twarz miałam czerwoną od płaczu. Oczy podkreśliłam eyelinerem. Włosy przeczesałam i zostawiłam rozpuszczone. Były lekko pofalowane, ale nie chciało mi się ich prostować. Na głowę ubrałam różową czapkę z prostym daszkiem. Zeszłam na dół. Mojej mamy nie było. Napisałam jej krótką wiadomość.

Wyszłam na spotkanie z kolegą. Nie wiem kiedy wrócę, ale masz się o mnie nie martwić. Jakbyś coś chciała to dzwoń, wzięłam telefon.

Buziaczki, Corii <3

Ubrałam czarno-czerwone NIKE za kostkę i wymaszerowałam z domu zamykając za sobą drzwi na klucz.

*** 

Weszłam do parku myśląc o tym, jak rozpoznam Zayn`a. Mogliśmy się chociaż dogadać co do ubioru, lub znaku rozpoznawczego. Trudno! Coś się wymyśli. Szłam małymi alejkami podziwiając piękne rabaty. Szukałam goździków. Znalazłam! Około trzydzieści klombów! Cudniee- pomyślałam. Na jednej z ławeczek siedział przystojny blondyn w czarnych spodniach. Dwie ławki dalej siedział szatyn z gazetą w ręce. Dalej siedziała grupka chłopaków w dresach. Wyjęłam telefon i zaczęłam dzwonić do Zayn`a. Miałam szczerą nadzieję, że odbierze. Odebrał.
- Coś się stało? – zapytał.
- Nie nic, ale mógłbyś mi się opisać? Nie mam pojęcia, jak wyglądasz!
- Hmmm... Najpierw ty opisz siebie.
- No dobra. Mam różowe spodnie, czapkę na głowie, wysokie, czarne adidasy i białą koszulkę. Mam opisywać, jak jestem uczesana?
- Nie trzeba! – usłyszałam głos tuż obok mojego ucha. Odwróciłam się pospiesznie, aż coś strzyknęło mi w biodrze. Stanęłam twarzą w twarz z przystojnym mulatem o oczach w kolorze mlecznej czekolady. Uśmiechał się do mnie odsłaniając bielutkie, jak śnieg zęby. – Miło mi cię poznać.
- Mi ciebie też! – odwzajemniłam uśmiech.
- To chyba należy do ciebie. – Z kieszeni spodni wyjął mój naszyjnik. Szczerze mówiąc zapomniałam o nim. Jednak ucieszyłam się, że mam go z powrotem. Wykazał się wielką determinacją. Musiał się napracować, żeby mnie znaleźć.
- Dziękuję – Wzięłam od niego naszyjnik i przytuliłam go mocno. Używał drogich perfum, to było czuć. Czułam, jak jego umięśnione ciało napina się. Odsunęłam się od niego i spojrzałam w te cudowne, czekoladowe oczy.

*** 

Szliśmy w ciszy przez park. Nie wiedziałam o czym z nim rozmawiać. Gdy na niego patrzyłam, to przypominał mi kogoś. Jakbym go już kiedyś widziała.
- Ile masz lat? – zapytał przerywając krępującą ciszę.
- Siedemnaście, noo, prawie osiemnaście! – zaśmiałam się.
- Wyglądasz na starszą! – zdziwił się.
- To był komplement, czy obelga? – zaśmiałam się.
- Eee... Raczej komplement – podrapał się w potylicę.
- Tak, jak mieszkałam w Nowym Jorku to wszyscy mówili mi, że wyglądam na jakieś dwadzieścia pięć lat. Nie uważałam tego za wścibskość, w pewnym sensie takie słowa schlebiają mi. – Spojrzałam na niego. Uśmiechał się szeroko.
- Mieszkałaś w Nowym Jorku? Zazdroszczę ci.
- Chciała bym tak wrócić, ale mama zaczęła pracę w jakiejś gazecie i nie mam szans na powrót do domu. Londyn to piękne miasto, ale nie dla mnie. Wolę bazgrać po murach, grać w kosza z bratem i jeździć na rolkach po Centrum Handlowym
- Miałaś fajne życie. Zawsze chciałem zwiedzić Nowy Jork, ale nie tak jak wszyscy to robią. Chciałbym powłóczyć się po klubach. Zobaczyć miejsca, które odwiedzane są przez tubylców. Rozumiesz?
- Tak, rozumiem – uśmiechnęłam się. Przypomniało mi się, jak Astin wpadł głową do śmietnika, gdy próbował wskoczyć na murek. Nie mam pojęcia, jak In to zrobił, ale mieliśmy kupę śmiechu.

Rozmowa z Zaynem stawała się coraz luźniejsza. Mówiłam mi o sobie. W końcu on zaczął mówić o swoim życiu.
- Czasem chciałbym być zwykłym człowiekiem, nie gwiazdą. Muc połazić po mieście i po powrocie do domu nie wiedzieć swoich zdjęć w Internecie.

Na początku nie zrozumiałam o co mu chodzi. Jego zdjęcia w Internecie? Z jakiej przyczyny? Myślałam o tym intensywnie i dopiero po chwili odnalazłam sens jego wypowiedzi.
- Ty jesteś Zayn Malik?! – zapytałam niedowierzając. Już wiedziałam skąd kojarzyłam jego przystojną buźkę. To on siedział wtedy w kawiarni. On ze swoimi kolegami.
- Nooo, jak patrzyłem w dokumenty ostatnim razem, to tak właśnie było. – zaśmiał się.
- Wiedziałam, że skądś cię kojarzę.
- Pewnie jesteś mój fanką – uśmiechnął się.
- Zmartwię cię. Nie znam waszych piosenek. Nie znam was. Nie wzdycham do waszych plakatów. Nie śpiewam waszych piosenek pod prysznicem.
- Wiesz co, może i lepiej! Startuję u ciebie z pustym kontem!

Szliśmy ulicami Londynu śmiejąc się i rozmawiając. Nie był wcale zły, może odrobinę zbyt pewny siebie, ale da się to znieść. Na zegarkach godzina 18:43. Do Zayna podbiegła grupka dziewczyn. Zaczęły piszczeć i prosić o autografy. Stanęłam z boku i przyglądałam się, jak Zayn obdarza dziewczyny słodkimi uśmiechami. Był dla nich miły. Telefon zawibrował w mojej kieszeni. Wyjęłam go i przeczytałam krótkiego sms-a.
Cori, szybko do domu. Musimy porozmawiać!
Zayn`a nadal oblegały rozanielone fanki. Nie chciałam mu przeszkadzać więc ruszyłam szybkim krokiem w stronę domu. Żałowałam, że nie wzięłam bluzy, bo zaczęło robić się chłodno. Na rękach pojawiła mi się gęsia skórka.
- Cześć! – zawołał Mat.
- Ooo, hej!
- Gdzie pędzisz?
- Mama wzywa na pogadankę!
- Ooo, niedobrze! Bardzo nabroiłaś?! – zapytał robiąc śmieszną minę.
- Wiesz co?! Jeszcze nie wiem – uśmiechnęłam się. – Muszę lecieć! Pa Mat.
- Cześć! – krzyknął za mną.


ZAYN

Ja pierdziele! Skąd one się wzięły, akurat w takim momencie, gdy dobrze mi się z nią rozmawiało. Mam szacunek do naszych fanów, ale czasem mam gorsze dni i ich widok wywołuje u mnie wściekłość! Ale skoro już są, to trudno! Machnąłem z dwadzieścia podpisów. Dwa razy odmówiłem zawarcia małżeństwa. Naprawdę! Dwie dziewczyny oświadczyły mi się. Pozowałem do mnóstwa zdjęć, a gdy spojrzałem w stronę Corin... jej nie było!

Fanki odeszły, a ja zostałem sam. Wkurwiony, jak mało kto wróciłem do domu. Przez całą drogę wyklinałem i narzekałem. Zapowiadał się przyjemny wieczór, ale wszystko się spieprzyło. Wyjąłem telefon. Chciałem zadzwonić, ale powstrzymałem się. Nie chcę jej przeszkadzać. A tak poza tym, to co bym jej powiedział. Uciekła ode mnie! Pewnie nie pasowało jej moje towarzystwo. Trudno!

*** 

- O Zaynuś! – wrzasnął Niall – Jak tam randka? Co jedliście na kolacje?
- Nic! – burknąłem
- Czemu jesteś taki nabuzowany? – zapytał Liam. Siedział rozwalony na kanapie wpieprzając chipsy.
- Bo mi uciekła! – powiedziałem dobitnie.
- Bo jej nie nakarmiłeś! – przetrwał mi Niall. Harry ze śmiechu zakrztusił się sokiem wiśniowy. Nie mogąc złapać oddechu wypluł to do miał w ustach. Niefortunnie przednim siedział Louis, co gorsza w białej koszulce.
- Fujjjjj!!! – wrzasnął Lou.
- Sorry! – zaśmiał się Hazza. Sam zacząłem się śmiać. Czasem myślę sobie, że warto jest mieć takich przyjaciół.


Jeee! Mój pierwszy post na blogu!! 
Ale mam zaciesz! Moje poczynania kontrolowała oczywiście Żużella :D
To jak wam się podoba?? Myślę, że jest ok.
Mało się dzieje, wiem, ale już nie długo będzie ostro! 
Zadawajcie nam pytania w zakładce "Pytania"
Komentujcie i obserwujcie

KOCHAM WAS <3

Roksiii !

niedziela, 20 stycznia 2013

Rozdział II


ZAYN

- Myślisz, że byłbym na tyle głupi, żeby wyprać razem białą koszulę i czerwone spodnie? – zapytał Niall.
- Nie wiem! U ciebie wszystko jest możliwe! – zaśmiał się Liam.

Weszliśmy do kawiarni śmiejąc się. O dziwo żadna fanka nie zaczepiła nas po drodze. Rozumiem, że podoba im się nasza muzyka, ale czasem mam dość tych wszystkich zdjęć i autografów. Przyjemnie było przejść przez Centrum Handlowe nie zatrzymując się na mini sesję zdjęciową. Usiedliśmy przy stoliku. Zamówiłem szarlotkę z gruszkami  i cynamonem. Uwielbiam cynamon. Najlepsza przyprawa pod słońcem.

Siedzieliśmy rozmawiając, jedząc i śmiejąc się. Naszą uwagę zwrócił dźwięczny śmiech. Niebieskowłosa dziewczyna siedząca trzy stoliki przed nami ewidentnie śmiała się ze swojej koleżanki. Nie wiem właściwie z czego się śmiała, ale raczej nie z jej wyglądu. Ładna blondynka. Zielone oczy, zadarty nosek, jak u małej dziewczynki, a mała raczej nie była. Mniej więcej mojego wzrostu. Nie chciałem się na nią bezczelnie gapić, ale co rusz wzrok uciekał mi i kierował się w jej stronę.
- Idź zagadaj! – powiedział Liam – Jeśli ty tego nie zrobisz to Louis cię wyprzedzi!
- Przestań! Nie będę do niej lecieć, pewnie i tak przyjdzie po autograf! – powiedziałem na odczepnego.
- No chyba nie! – zaśmiał się Niall – Twoja muza wychodzi.
Blondynka ubrała baseballową bluzę i wyszła ze swoją koleżanką.

Wściekłem się na siebie. Mogłem, rzeczywiście podejść i zagadać. Przepadło. Niejedna ładna dziewczyna chodzi po Londynie. Coś się jeszcze znajdzie.
- Przykro mi – zaśmiał się Liam.
- Zamknij się – warknąłem.
- Nie buzuj się tak! Może jeszcze kiedyś ją spotkasz. Oświadczysz się jej, weźmiecie ślub i będziecie mieć szóstkę dzieci! – powiedział Harry, a my wszyscy wybuchliśmy śmiechem.

***

Niall siedział na kanapie i brzdękolił coś na gitarze. Robił to na odczepnego i dźwięki przypominały jęczenie kocura. Siedziałem na fotelu z jedną nogą przerzuconą przez nałokietnik. Grałem w Angry Birds na telefonie. I tak nie miałem nic ciekawszego do roboty. Moje starcie z ptakami przerwał telefon od mamy. Odebrałem rozłoszczony.
- Mamo! Już prawie wygrałem! – powiedziałem rozżalony.
- Aj tam synek! Gry są mało ważne w życiu. – zaśmiała się – Ja ci minął dzień?
- Może być. Byliśmy w kawiarni i...
- Była tam ładna dziewczyna, a Zayan wstydził się zagadać i teraz żałuje, że tego nie zrobił. Siedzi naburmuszony i nie chce jeść! – wykrzyczał swój monolog Niall.
- Zamknij się. Bzdury gadasz!
- Skarbie nie przejmuj się!
- Mamo, ja się  nie przejmuje – powiedziałem do słuchawki.
- No dobrze, już dobrze! Zadzwonię później, albo jutro.
- Pa mamo.

Spojrzałem z wściekłością na rozradowanego Niall`a.
- Zaraz ci tą gitarę na mordzie rozwalę!
- Żal ci mości mój panie, że ci taka dziewoja z przed nosa uciekła?
- Nie przeginaj!
- Oj Zayan, Zayan! Może się jeszcze spotkacie!
- Koniec!…

Stałem i podszedłem do śmiejącego się Niall`a. Ten odstawił gitarę pospiesznie, a ja rzuciłem się na niego, jak wygłodniały tygrys. Niall spadł z kanapy na chłodne panele. Tarzaliśmy się po podłodze, szarpiąc się za ubrania. Niall uszczypnął mnie w brzuch.
- Ooo ty! – wrzasnąłem.
Zacząłem go gilgotać po brzuchu. Śmiał się tak głośno, że bębenki zaczęły mnie boleć. Nie przerywałem tych tortur. A niech się chłopak pomęczy! Zwijał się ze śmiechu nie mogąc złapać oddechu. Wierzgał nogami i machał rękami, ale byłem nieugięty. Poczułem, jak coś mnie przytłacza. Ciężar na plecach przygniatał mnie do podłogi. Czyjeś dłonie zaczęły muskać moją skórę. Przestałem męczyć Nialla i starałem się bronić. Na próżno. Zacząłem śmiać się, jak oszalały.
- Poddaję się! Poddaję się! – powiedziałem resztką sił.
Okazało się, że w obronie Nialla wystąpił Liam. Teraz obydwaj śmiali się ze mnie.
- No bardzo śmieszne!
- Nooo! – przytaknęli obaj.

Wyszedłem z salonu i poszedłem do swojego pokoju. Miałem dość tych łepków! Rzuciłem się na łóżko i wyjąłem telefon z kieszeni. Przeszukałem kontakty, ale nie znalazłem nikogo z kim mógłbym pogadać. Mam chłopaków, ale czasem muszę od nich odpocząć. Są naprawdę męczący. Neonowy zegarek na szafce nocnej wskazywał 20:20. Czas pomyśleć życzenie. I pomyślałem. Chcę znów spotkać tą dziewczynę.

CORIN

Wstałam wcześnie i ubrałam krótkie spodenki. Biała bokserka pasowała do czerwonej koszuli w kratę. Ubrałam czerwone NIKE i z torbą na ramieniu wybiegłam przed dom. Desi rozmawiała z Matem. Na mój widok chłopak zaniemówił i otworzył szerzej oczy. Przestraszyłam się, że jestem brudna na twarzy, albo na nosie wyskoczył mi gigantyczny pryszcz.
- Ślicznie wyglądasz – powiedziała uśmiechnięta Desier.
- Idziemy? – zapytałam
- Idziemy.

Szłyśmy chodnikiem rozmawiając o tym, co będziemy robić po południu. Doszłyśmy do wniosku, że pójdziemy na rolki. Mi ten pomysł się uśmiechał. Będę mogła popisać się swoimi umiejętnościami. Może spotkam jakiegoś fajnego chłopaka.
- Podobasz się Matowi – powiedziała ze smutkiem
- Wiesz, że ja nic do niego nie czuję. Jest ładny, ale ja nie patrzę na wygląd.
- Szkoda, że ja mu się nie podobam – powiedziała cicho, ale ja usłyszałam. Nie poruszyłyśmy już tego tematu. Pierwsza była biologia. Katastrofa! Baba będzie pytać!

***

A jednak nie pytała. Zrobiła nam kartkówkę! Ja nie miałam problemów, bo się uczyłam, ale Desi… Ona kompletnie nic nie wiedziała! Napisałam prawie całą jej pracę. Czego nie robi się dla koleżanki? Baa.. przyjaciółki, można rzec. Ja dostałam piątkę, a Desi czwóreczkę. Ją ta ocena w stu procentach satysfakcjonuje.

Na lekcji wychowania fizycznego grałyśmy w siatkówkę. Do drużyny wziął mnie Pete. Uśmiechnął się do mnie, gdy ustawiłam się na prawym skrzydle. Chciałam pokazać co potrafię. Moja specjalnością był atak po skosie i miałam zamiar wykorzystać swoje umiejętności. Walka o piłkę. Bastian zapobiegawczo rozegrał piłkę do Peta. Wiedziałam, że raczej nie będą rozgrywać do mnie piłek. Jestem dziewczyną, a do tego niezbyt mnie znają. Będę musiała poczekać, aż nadarzy się jakaś okazja. Może błąd rozgrywającego.
Wywalczyliśmy serwy. Zaczął Christian. Lekka zagrywka w środek boiska nie była zagrożeniem dla przeciwnika. Spokojnie odebrali piłkę. Widać, że często na wf – ie grają w siatę. My też często graliśmy, ale osobiście wolę koszykówkę. Rozegrana piłka leciała na lewy atak. Desi(przeciwna drużyna) wyskoczyła ponad siatkę i zaatakowała w miejsce, na którym stałam. Tak właśnie myślałam. Szukają najsłabszego ogniwa, ale ja nim nie zostanę. Przygotowałam się do odbioru. Podbiegłam pod piłkę i miałam podbić ją sposobem górnym, gdy z rękami wepchnęła się Vanessa. Odcięła mi dostęp do piłki, tylko ją musnęła dłońmi. Żaden z chłopaków nie zdążył zareagować. Niestety punkt dla drużyny przeciwnej.
- No i co się ryjesz?! – wrzasnęłam
- Spieprzyłabyś! – warknęła
- Śmiem zauważyć, że to ty to zrąbałaś! Dała bym radę!- Czułam, jak policzki czerwienieją mi ze złości. – Przestań mi przeszkadzać! Długo uprawiam ten sport i technikę mam opanowaną!
Ustawiłam się na swoim miejscu. Dłonie oparłam na kolanach. Spojrzałam na Bastiana. Mrugnął do mnie porozumiewawczo. On wierzył w moje umiejętności. Co mi z tego skoro i tak nie pokażę co potrafię. Każdy wie, że dziewczyny są słabsze fizycznie, dlatego zawsze chłopcy każą im stać z boku i patrzeć.

Przeciwnicy serwują. Mocna zagrywka, ale Alex dał rade. Piłka odbiła się od jego wyciągniętych rąk i poleciała do Bastiana. Obrócił się przodem do mnie i przygotował się do odbicia. Cofnęłam się dwa kroki w tył, żeby mieć miejsce na rozbieg. Odbił piłkę. Wzięłam rozbieg i wyskoczyłam. Siatkę miałam n wysokości szyi. Mogłam wyskoczyć wyżej, ale wtedy miała bym trudności z zaatakowaniem piłki. Wyciągnęłam rękę i  z całej siły uderzyłam w piłkę. Charakterystyczny plask świadczył o tym, że zamach wykonałam prawidłowo. Piłka kręcąc wokół własnej osi poleciała po prostej i uderzyła w linię. Uśmiechnęłam się do zaskoczonego Markusa, który nie miał czasu na reakcję. Piłka w boisku!
- Brawo! – wrzasnął Pete.
- Też mi coś! – prychnęła Vanessa.
- Ty nawet tak nie wyskoczysz! – krzyknął rozbawiony Markus.

Przejście. Piła jest moja! Czas na serw w wykonaniu Corin. Pokozłowałam trochę piłkę, żeby wyczuć jej twardość. Była bardzo twarda, co ułatwiało wykonywanie zagrywki. Stanęłam dwa metry za linią końcową. Wyrzuciłam piłkę w powietrze. Dwa szybkie kroki, wyskok i uderzenie! Trafiłam pomiędzy Pabla, a Sebastiana. Obaj ruszyli do piłki zderzając się głowami. Cała sala wybuchła śmiechem.

***

Lekcje minęły szybko. Na każdej z nich śmialiśmy się z mojej wpadki. Niestety źle podrzuciłam piłkę przy meczbollu. Piłka trafiła Vanessę w głowę. Nie mogliśmy się powstrzymać od śmiechu. Ta mina, jaka zagościła na jej twarzy. Ahh… bezcenny widok. Szkoda tylko, że nie miałam aparatu.
- Świetnie grasz – zagadał Bastian, gdy wracała sama do domu. Desi miała jeszcze jedną lekcje.
- Grałam w szkolnej drużynie. Wuefistka chciała mnie wkręcić do stanowej drużyny, ale nie zgodziłam się. Lubię grać, ale bez przesady. – Zaśmiałam się. Bastian był chyba jedynym normalnym chłopakiem w klasie. Nie patrzył dziewczyną w dekolt, jak to robi na przykład Alex lub Markus. Był przyjazny i inteligentny.
Szliśmy powoli przez park. Rozmawialiśmy o sportach. Najpierw była siatkówka. Okazało się, że on swego czasu też pogrywał, ale nie było to dla niego przyszłością. Grał, bo lubił. O koszykówce nie rozmawialiśmy wiele. Nie grał nigdy, pomijając lekcje wf. Bastian zaprosił mnie do klubu łuczniczego. Sam strzelał. Może to i dobry pomysł. Miałam spore pojęcie. W Nowym Jorku codziennie chodziłam na trening. Trener dał mi nawet własne klucze do hali, żebym mogła strzelać wtedy, kiedy mam wolny czas. Ah… mój łuk. Błękitny hoyt. Postrzelałabym sobie. Śmialiśmy się i rozmawialiśmy. Opowiadaliśmy dowcipy i różne śmieszne sytuacje z życia wzięte.
W końcu przyszedł czas żeby się pożegnać.
- To do poniedziałku – I dopiero w tamtym momencie zdałam sobie sprawę, że to weekend! Gapa ze mnie, ale nie ważne. Odpocznę sobie.

***
Siedziałam na łóżku z laptopem na kolanach. Pisałam kolejny rozdział Szkoły Gladiatorów
Smok krążył nad głowami gladiatorów. Czekał na właściwy moment. Corin przywarła plecami do skały. Persi wyjęła szable z pochwy i złapała oburącz za rękojeść. Jazon starał się opanować przyśpieszony oddech. Czuł, jak serce pompuje krew w zastraszająco szybkim tempie. Wszyscy wiedzieli, jak  może się skończyć potyczka z Trumidurem. Bezwzględna bestia z setką zębów, które potrafiły rozszarpać tytan, wyrobiony przez najlepszych elfickich alchemików.
Głośny ryk przerwał ciszę wprowadzając w drganie cząsteczki powietrza. Corin zamknęła oczu i…
- No i co? – powiedziałam do siebie stukając się pięścią w czoło. Wiedziałam co chciałam napisać, ale nie mogłam dobrać słów by wyrazić swoje myśli.

Wyświetlacz telefonu zaświecił się. Na ekranie pojawił się komunikat Masz jedną nową wiadomość. Sięgnęłam po komórkę i wpisałam hasło. Wiadomość była od Desi.
Nie mogę dzisiaj wyjść. Muszę iść z moją rodzicielką na zakupy :(odpisałam szybko: No trudno, innym razem.
Włożyłam telefon pod poduszkę i wróciłam do pisania.
… i złapała za rękojeść szabli przytwierdzonej do pleców. Na trybunach wrzało. Krzyki ludzi mieszały się z rykiem potwornej kreatury krążącej nad przestraszonymi członkami drużyny Tigers. Wszyscy byli gotowi na najgorsze. Śmierć jest częścią arenowego życia. Bez niej nie byłoby całego show.
Miałam już dość pisania. Zostawiłam Szkołę Gladiatorów i przyłożyłam dłoń do szyi. Zmroziło mnie. Nie wyczułam naszyjnika. Naszyjnika, który podarował mi babcia w dniu jej śmierci. Wstałam energicznie z łóżka i zaczęłam przeszukiwać pościel. Wyrzuciłam poduszki, stargałam kołdrę i prześcieradło. Łzy cisnęły mi się do oczu. Ręce drżały i oddech przyśpieszał. Miałam wrażenie, że czas się zatrzymał. Nie mogłam go zgubić! – wrzeszczałam w myślach.

Osunęłam się na kolana i schowałam twarz w dłoniach. Płakałam głośno i długo. Ten naszyjnik dostałam od babci. Złoty naszyjnik z dwoma rękawicami bokserskimi był jedyną moją pamiątką po niej. Dostałam go, gdy jej serce stanęło. Wydała na niego ostatnie swoje oszczędności, a ja go zgubiłam. Uderzyłam pięściami w podłogę. To koszmar!

ZAYN

Szliśmy z chłopakami przez park. Liam rozglądał się dookoła. Miał nadzieję zobaczyć, jakąś ładną dziewczynę. Zdziwiłam się, bo ona zazwyczaj był nieśmiały w stosunku do dziewczyn. Maskowanie tego wychodziło mu świetnie, ale to nie zmienia faktu, że lęk przed zrobieniem z siebie idioty istniał. Niall gadał o czymś z Hazzą, ale nie słuchałem ich. Miałem doła i to sporego. Ostatnio nic mi nie wychodzi. Nie pytajcie, o co mi chodzi!

Usiadłem na ławeczce, naprzeciwko fontanny. Woda tryskała w powietrze tworząc małą, kolorową tęczę. Liam usiadł koło mnie. Nie odezwał się ani słowem. I dobrze, bo nie miałem ochoty na pogaduchy. Przydała mi się chwila milczenia.

Harry, Louis i Niall w tym czasie chlapali się wodą z fontanny. Wyglądali śmiesznie. Dorośli faceci biegają wokół marmurowego posągu, wrzeszcząc i śmiejąc się, robiąc głupie miny i chlapiąc się zimną wodą. Potrząsnąłem głową z dezaprobatą. Obróciłem głowę w stronę małego klombu z goździkami. Patrzyłem na różnobarwne kwiaty. Westchnąłem ciężko. W trawi coś błysnęło oślepiając mnie. Wstałem powoli nie spuszczają błyszczącego czegoś z oka.
- Co jest? – zapytał Liam.
- Nie wiem – wymamrotałem cicho, ale chyba usłyszał.

Bezczelnie wlazłem na zielony trawniczek. Podchodząc do klombu rozglądałem na wszystkie strony. Schyliłem się i z pomiędzy ździebeł trawy wyjąłem naszyjnik. Śliczny złoty naszyjnik. Na delikatnym łańcuszku zawieszony był medalik w kształcie dwóch rękawic bokserskich. Zawieszka była wykonana tak dokładnie, że sprawiała wrażenie prawdziwych rękawic. Domyśliłem się, że takie cudo musiało kosztować niemało, a dokładnie bardzo dużo.
- Wow! Ale masz oko! – powiedział Liam zaglądając mi przez ramię.
- Ciekawe czyje to jest. Wygląda na drogie Pewnie ktoś tego szuka – Pomachałem mu wisiorkiem przed nosem.
- Może zanieś do biura rzeczy znalezionych – zaproponował. Wzruszyłem bezradnie ramionami. Zeszedłem z trawnika, bo jakaś starsza pani piorunowała mnie swoim przenikliwym spojrzeniem.

***

Szedłem przez miasto z naszyjnikiem na szyi. Cały czas myślałem do kogo mógłby należeć. Może do jakiegoś zawodowego boksera, albo graplera. Możliwe, że nosił go jakiś zagorzały fana tego sportu. Bawiłem się złotą zawieszką obracając ją w palcach. Byłem nie do końca przytomny. Panorama miasta przemykała mi przed oczyma. Nie przywiązywałem wagi do szczegółów. Poczułam, jak coś zahacza o moje ramię. Szum i łomot.
Błękitnowłosa dziewczyna wypuściła z rąk sporą torbę z zakupami. Oprzytomniałem i schyliłem się żeby jej pomóc. Zbierałem z ziemi porozrzucane produkty i wkładałem je do obszernej, lnianej torby.

Spojrzała na mnie. To była ta dziewczyna. Ta sama, która siedziała w kawiarni ze śliczną, złotowłosą muzą. Jej wzrok zjechał niżej zatrzymując się na naszyjniku!
- Złodziej! – krzyknęła.

DESIER

-Złodziej! – wrzasnęłam widząc ukochany naszyjnik Corin. Nigdy by go nikomu nie oddała. Był dla niej zbyt cenny. Nie chodziło o wartość materialną, a raczej sentymentalną. To jedyna pamiątka jaka jej została po babci. Dużo mówiła o tej kobiecie. Zawsze same dobre rzeczy.
- Niczego nie ukradłem! – powiedział wstając energicznie.
- Nie?! Ten naszyjnik nie jest twój! On należy do Corin! Oddaj go natychmiast – powiedziałam stanowczo
- Jakiej Corin?
- Oddawaj naszyjnik! – powtórzyłam
- Oddam go tylko właścicielce!
- Myślisz, że jak jesteś sławny to wszystko ci wolno?! – zapytałam stukając go palcem w pierś – Oddawaj go.
- Oddam go tylko i wyłącznie prawowitej właścicielce.
- Zayn co się dzieje? – Liam Payne ztał za mulatem i przyglądał mi się.
- Ona ma jakieś wonty! – wrzasnął – Zna właścicielkę naszyjnika i osądza mnie o kradzież!
- Powoli – powiedziałam nieco spokojniej – Podam ci jej adres. Masz do niej jechać i oddać wisiorek. Jest dla niej bardzo ważny. Jeśli tego nie zrobisz przysięgam, że zrobię ci piercing twarzy!
- Dobrze – zgodził się ciemnoskóry.
- Przypilnuję go – dodał Liam.

Napisałam mu na karteczce adres Corin. Wolałam nie myśleć co biedaczka przeżywa. Penie płacze i się zamartwia. Mam nadzieję, że ten nadęty bufon zaniesie naszyjnik, bo inaczej będzie z nim źle!

No i jest! Rodział drugi.
Mam nadzieję, że się wam spodoba.
Zachęcam do komentowania i obserwowania mojego bloga.
Każdy komentarz jest mile widziany.

Pozdrawiam 
Żużella

sobota, 12 stycznia 2013

Rodział I


- Że co?! – wykrzyknęłam
- Kochanie, spokojnie – próbowała uspokoić mnie mama.

To ja może zacznę od początku. Jestem Corin. Mam 17 lat, no... prawie. Jakoś tak wyszło, że moja mama jest Polką, a tata Amerykaninem. Co za tym idzie jestem dwujęzyczna. Dobrze mówię po polsku i po angielsku. Mieszkamy w Nowym Yorku. Na razie! Komuś zachciało się robić karierę i wyjeżdżamy do Londynu. Na nic moje prośby, błagania i groźby. Oni sobie postanowili i już. Mama chce pracować w jakiejś gazecie, mniejsza o jaką chodzi. W każdym razie ja nie mam ochoty zmieniać swojego miejsca zamieszkania. Gdyby to były wakacyjny wyjazd, to dobra! Zgodzę się, ale na stałe?! Ich chyba coś… Eh… mniejsza!

- Cori, przeprowadzamy się w przyszłym tygodniu – zakomunikował tata przy obiedzie.
- Że co?! – wykrzyknęłam. O mało nie zadławiłam się kawałkiem pomidora.
- Kochanie, spokojnie – próbowała uspokoić mnie mama.
- Ja mam być spokojna?! – zapytałam. – Jak ja mam być spokojna?! Chcecie mnie wywieźć z mojego ukochanego miasta! Ja tam nie chce jechać! – Rzuciłam widelcem i wybiegłam z jadalni.

Skoczyłam na łóżko w moim pokoju. Za niedługi już nie będzie mój. Wpatrzyłam się w kremowy sufit. Westchnęłam głośno i przewróciłam się na bok. Ze łzami w oczach patrzyłam na tablicę ze zdjęciami moich przyjaciółek. Tak strasznie żałuję, że muszę ich opuścić. Chciała bym zostać, ale rodziców nie przekonam. Wtuliłam twarz w poduszkę i zaczęłam płakać.

***

Tydzień zleciał szybko. Spakowałam się. Miałam oczy czerwone od płaczu, ręce mi się trzęsły. Rodzice jednak byli nieugięci. Zniosłam walizki na parter. Mama i tata siedzieli Orzy stole w salonie popijając kawę. Miałam ochotę wykrzyczeć im w twarz, jak bardzo ich nienawidzę. Ostatkiem sił powstrzymałam się.

***

Właśnie weszłam do nowego pokoju. Miałam ochotę się rozpłakać. Mieszkaliśmy w jakiejś obleśnej, śmierdzącej dzielnicy. Patologia, slumsy. Widok z okna był straszny. Mieliśmy małe podwórko. Sąsiedzi byli nawet mili, ale co z tego?! Ja tu nikogo nie znałam. Czułam się obca. Ciężko mi się było dogadać. Jak ja będę funkcjonować? Za tydzień szkoła. Ja nawet nie wiem, gdzie ta szkoła jest!

Ach ten pokój! Okropny! Ściany w kolorze wyblakłej żółci. Zwykłe drewniane łóżko. Biurko pod oknem i komoda na ubrania. TYLE! A no tak! Jeden kontakt w całym pokoju. Super!
- Corin! Kolacja! – zawołała mama.
Zeszłam powoli na parter. Usiadłam na krześle przy kuchennym stole. Stary obdrapany mebel. Westchnęłam co nie uszło uwadze mojej mamy.
- Coś się stało? – zapytała kładąc talerzyk z kanapkami przede mną.
- Nie, tylko nie mogę się przyzwyczaić do nowego miejsca. Rozumiesz?
- Tak, kochanie, rozumiem. Jutro idziemy na zakupy. Kupimy rzeczy potrzebne do szkoły, może jakieś ubrania. Co ty na to?
- Z chęcią – Uśmiechnęłam się sztucznie. Tak naprawdę, to nie miałam najmniejszej ochoty iść na zakupy. Wolałam posiedzieć na dupie i użalać się nad swoim strasznym losem. Ale jeśli miało jej to sprawić przyjemność, niech będzie!

Zjadłam to, co przygotowała mi mama i odniosłam talerz do zlewu. Wyszłam na podwórko, że by pooddychać świeżym powietrzem. Usiadłam na małym schodku i patrzyłam na dachy wysokich budynków. Wyjęłam swojego I`phona i weszłam na facebook`a. Dodała post „Od dziś nie jestem tygrysem z betonowej dżungli”. Nie czekałam na komentarze. Wyłączyłam Internet mobilny i włożyłam telefon do kieszeni. Podciągnęłam kolana pod brodę i westchnęłam głośno. Na podwórku obok wesoło bawiły się dzieci. Jedno miało śliczne czekoladowe oczy i ciemną karnacje. Drugie było całkiem czarne. Dziewczynka miała śliczne czarne włosy zaplecione w dwa warkoczyki.

Rzucali piłką o ścianę garażu, jakby była to najwspanialsza rzecz pod słońcem.
- Co wy wyprawiacie? – Na podwórko wybiegł chłopak. Przystojny, wysoki chłopak z zielonymi oczami. Miał jasno niebieskie przecierane dżinsy. Z lewego biodra zwisał srebrny łańcuszek. Dresowa bluza w jaskrawe wzory pasowała idealnie do pomarańczowych butów. Wziął małą dziewczynkę na ręce i zaczął kręcić się z nią dookoła. Dziecko wrzeszczało i śmiało się. Machała nóżkami i rączkami. Uśmiechnęłam się.
Nagle poczułam ból w skroni. Mała piłka uderzyła mnie w głowę. Złapałam się za skroń i wstałam ze schodka.
- Migel! – wrzasnął chłopak, karcąc wzrokiem małego urwisa.
- To niechcący! – krzyknął i uciekł do domu.
- Nic ci się nie stało? – zapytał zatroskany podchodząc do płotu.
- Nie, nic. – powiedziałam mało przekonywująco. Podniosłam piłeczkę z ziemi, nie zaprzestając masażu skroni. – Tylko troszkę boli, ale przejdzie.
- Mat – chłopak podał mi rękę, którą uścisnęła.
- Simona – Oddałam mu piłeczkę.
- Fajnie, że mam taką sąsiadkę. Już się bałem, że przyjdzie tu jakaś wytapetowana cizia, którą nie będzie się dało pogadać. – uśmiechnął się uroczo.
- Dzięki za komplement – Odwzajemniłam uśmiech – muszę lecieć. Do rychłego zobaczenia.
- Pa – rzucił krótko. Czułam wzrok Mata na sobie, gdy wchodziłam do domu. Nie jest źle, już nam jedną osobę.

*** 

Następny dzień zapowiadał się… no… ujdzie! Mama wyciągnęła mnie na zakupy. Kupiłyśmy potrzebne podręczniki. Sporo tego było, ale w dawnej szkole kupiły byśmy jeszcze raz tyle tego wszystkiego. Namówiłam mamę na kupienie mi nowej torby. Spodobała mi się. Czarna torba na ramię z flagą ameryki. Trzydzieści cztery funty to jeszcze nie fortuna. Oczywiście mama próbowała mnie namówić na flagę Anglii, ale bez skutku. Szłam przez galerię z nowym zakupem przewieszonym przez ramię.
- Zaczekaj – powiedziałam do mamy zatrzymując się przed skateshop`em. Na wystawie zauważyłam świetne dresowe spodnie. Szare, szerokie ze ściągaczem na kostkę. Z tyłu, na pośladkach przymocowane były różowe sznureczki. Zwisały kołysząc się koło nogawki. – Kupisz mi?
- Masz dużo takich spodni!– odpowiedziała zdziwiona.
- No tak, ale te akurat mi się podobają.
- No dobrze – zaśmiała się.

Po dwóch godzinach wyszłyśmy z galerii obładowane torbami. Wsiadłyśmy do maminego Cevrolet`a Aveo i ruszyłyśmy do domu. Wpatrywałam się w panoramę za oknem. Wielkie budynki, mniejsze kamienice. Big Ben! Markowe sklepy. Niby pięknie, ale nie do końca.

***

Wieczorem usiadła z laptopem do biurka. Włączyłam facebook i zaczęłam przeglądać posty. Dopiero po chwili zobaczyłam, że mam trzy zaproszenia do znajomych. Gdy zobaczyłam od kogo one są, parsknęłam śmiechem. Jedno było od Angeli Fens. Na zdjęciu rozpoznałam małą dziewczynkę z domu obok. Drugie było od Miki` ego Fens`a. Więc tak nazywa się ten chłopiec, co rąbnął mnie piłeczką w łeb. Przyjęłam oba zaproszenia. Trzecie było od Mata Cornmeykel`a. Na zdjęciu profilowym siedział na murku pokrytym muralami i uśmiechał się zabójczo. Oczywiście i jego przyjęłam do grona znajomych.

Do mojego wczorajszego postu wiele osób dodało komentarze.
„Trzymaj się mała. Już tęsknimy ;,-(” komentarz od Sam
„ Odwiedzę cię, obiecuje” wspierała mnie Sierra
„Kochamy cię wszyscy” skomentował Paul

Jakoś nie podniosło mnie to na duchu. Wręcz przeciwnie, poczułam się jeszcze cięższa, bardziej zdołowana. Niżej już upaść nie mogłam.
Nagle rozległ się charakterystyczny dźwięk przychodzącej wiadomości. Mat pisał.
„Boli cię głowa?”
„Nie, już mi przeszło ^^” odpisałam
„To dobrze, w ramach przeprosin za mojego brata, zapraszam cię na mały spacer. Zapoznasz się troszkę z okolicą :)”
„Teraz. Przecież ciemno się robi!” potrząsnęłam głową z niedowierzaniem.
„Ze mną jest bezpiecznie. To co, idziesz?” Zaczęłam bić się z myślami. Miło by było, ale mama mnie nie puści. Chociaż mama wcale nie musi o tym wiedzieć.
„Czekaj na mnie na zewnątrz. Zaraz wyjdę"

Ubrałam dresową bluzę i czerwone rurki. Na nogi włożyłam wysokie adidasy z reebok`a. Wolałam te z Nike, ale one zostały na dole i nie chciałam po nie iść. Mama zasypałaby mnie mnóstwem pytań, a ja nie mogłabym wymyślić racjonalnej odpowiedzi.

Bezgłośnie wyskoczyłam przez okno lądując na dachu ganku. Zeskoczyłam na trawę. Mat stał na chodniku wyraźnie zdziwiony moimi umiejętnościami.
- Mieszkałam w Nowym Yorku – Uśmiechnęłam się do niego – Koledzy nauczyli mnie tego i owego.
- Rozumiem – Pokiwał głową.
Szliśmy chodnikiem rozmawiając beztrosko. Opowiedziałam mu o sobie. O tym, jak mama postanowiła zostać dziennikarką i dostała dobrą ofertę tutaj, w Londynie. Jak nie mogliśmy znaleźć lepszego lokum i wprowadziliśmy się do takiej dzielnicy, a nie innej. Ostrożnie dobierałam słowa, tak by nie zranić jego uczuć. Przecież on tez mieszkał na tej dzielnicy.

On również opowiedział o sobie. Jego rodzice zmarli, gdy on miał jedenaście lat. Przygarnęła go ciotka. Zżył się z nią i jej rodziną. Nie było mu łatwo, ale dał rade. Pokochał młodsze kuzynostwo bardzo mocno. Traktował ich, jak rodzeństwo.

- Cieszę się, że znam chociaż ciebie. – Powiedziałam, gdy dochodziliśmy już do mojego domu.
- Ja też się cieszę, że cie poznałem. – Uśmiechnął się.

***

Pierwszy dzień szkoły. (Na apeli nie poszłam) Przynajmniej tutaj trzyma się jako taki poziom. Ładny budynek, zadbany, czysty. Przynajmniej w tym aspekcie rodzice postarali się o mój komfort, chociaż wolała bym taką szkołę, jaką miałam dawniej. Każdy robił co chciał. Znaczy nie do końca, ale mieliśmy mniejszy rygor. Niestety tutaj nie wolno mi było nosić kolczyka w wardze. Zakaz farbowania włosów(moje różowe pasemka nie przejdą). Żadnej wyzywającej odzieży(z tym nie będzie problemu).

Z kartką w dłoni i z torbą na plecach przechadzałam się korytarzem w poszukiwaniu sekretariatu. Oczywiście ja, jak to ja, nic nie mogłam znaleźć.

Znalazłam! Po 20 minutach szukania się udało! Weszłam do niewielkiego pomieszczenia i usiadłam na małym krzesełku


DESIER

Zapowiadała się naprawdę nudna lekcja. Matematyka! Zmora dla każdego! Weszliśmy do klasy i ku naszemu zdziwieniu pani Dowell nie przyszła za nami. Zamiast niej przy biurku stał pan Frendrisch. Nasz fizyk.
- Pani Dowell zachorowała. Przez najbliższy tydzień nie będzie lekcji matematyki.

W klasie zrobił się szum. Queen wskoczył na ławkę i zaczął tańczyć. Van wyjęła z plecaka lakier i zaczęła malować paznokietki. Oczywiście nie mogła się powstrzymać. Markus wziął książkę i rzucił nią. Zielony podręcznik wylądował pod nogami wysokiej blondynki z zielonymi oczyma. Ubrana była w różowe rurki. Miała bluzkę z długi rękawem w białym kolorze, a na nią miała ubraną luźną koszulkę do pępka z flagą USA. Długie włosy spływały kaskadą fal na jej plecy. Zdziwiło mnie bardzo, że nie ma makijażu.
Schyliła się i podniosła książkę. W klasie nastała cisza. Nawet Alex nic nie mówił, a znając go, już w głowie kumulowały mu się teksty do zarywania.
- To jest wasza nowa koleżanka. Przedstawisz się?
- Cześć – powiedziała z dziwnym akcentem – Jestem Corin. Pochodzę z Nowego Jorku. Przeprowadziłam się tu na wakacjach. Lubię grać w kosza…
- Chyba się dogadamy – przerwał jej Bastian.
- Grałam w Stanowej drużynie siatkarskiej…
- Mała, już cię lubię – zaśmiał się siatkarz Pete
- Jeżdżę na rolkach wyczynowo i lubię czasem pojeździć na desce. Od dziesięciu lat strzelam z łuku.

Vanessa parsknęła pogardliwym śmiechem.
- I nie lubię tapeciar – powiedziała Corin patrząc na Van. Cała klasa wybuchła śmiechem. Klasowa wredota nic nie odpowiedziała.
- Usiądź Corin. – odsunęłam krzesło i poklepałam miejsce koło siebie. Uśmiechnęła się wdzięcznie i przycupnęła na krześle. – Muszę wyjść na chwilę. Bądźcie mili dla swojej nowej koleżanki.
- Będzie my bardzo mili! – zaśmiał się Alex.

Nauczyciel pokręcił tylko głową i wyszedł.
- Miło poznać osobę, która podziela moje zdanie dotyczące zbyt wielkiej ilości  makijażu. –uśmiechnęłam się do niej. Miała śliczne zielone oczy.
Myślałam, że tylko ja tak myślę – zaśmiała się.
- Nareszcie będę miała z kim porozmawiać normalnie.
- Ja się bałam, że będą do klasy chodzić z samymi modnisiami i nie będzie do kogo mordy otworzyć.
 Gadałyśmy beztrosko dopóki nie przerwał nam Bastian.
- Na serio jesteś z Nowego Jorku? – zapytał.
- Tak. A co?
- A nic – Puścił do niej oczko.


***

Cały dzień łaziłam z Corin. Głupio mi było patrzeć, jak szkolni przystojniacy (nie ciągnie mnie do nich) za wszelką cenę chcieli umówić się z nowo poznaną koleżanką. Każdemu odmawiała. Widocznie podzielała moje poglądy na temat wyglądu. Dla mnie wygląd nie jest najważniejszy, dla mnie, liczy się charakter.

Wyszłyśmy ze szkoły po skończonych lekcjach. Okazało się, że idziemy w jedną stronę. Szybkim krokiem przemierzałyśmy szkolny plac. Opowiadała mi o swoim domu na przedmieściach Nowego Jorku. Mówiła, jak strasznie jej przykro, że nie może już tam mieszkać.

Szłyśmy drogą rozmawiając beztrosko. Mijaliśmy moich znajomych. Mówiłam i „cześć” i odchodziłam.
- Część Corin – powiedział przystojniak.. – J tak pierwszy dzień w szkole?
- Może być – uśmiechnęła się
- Przedstawisz mi swoją śliczną koleżankę?
Zarumieniłam się.. Nigdy nie uważałam się za ładną. Byłam po prostu dziwna, niespotykana. Niebieski włosy, brązowe oczy. Jasna karnacja. No może nieprzeciętnie duże były moje piersi, ale żeby nie było, nie pokazuje ich na prawo i lewo. Mam niebieskie włosy, bo takie mi się podobają. Dostałam zgodę od pani dyrektor, ale tylko dlatego, że dobrze się uczę i nie sprawiam problemów.
- To jest Desi. – Uśmiechnęła się do mnie. – Desi to jest Mat.
Podałam mu rękę, a on szarmancko ją pocałował.
„Przystojniaczek” pomyślałam.

CORIN

Mat spodobał się Desi. Rzeczywiście jest przystojny, ale całkiem nie w moim typie. Ja nie patrzę oczami tylko sercem. To bardziej opłacalne. Szczerze mówiąc jeszcze nigdy nie miałam chłopaka, ale nie żałuje. Nie miałam problemów „ze złamanym sercem”.
- Pa Mat! – Złapałam Desi za rękę i ruszyłam w stronę domu.
- Ejj… ja jeszcze chciałam z nim pogadać! Było tak miło! – powiedziała z udawanym oburzeniem.
- Jeszcze się spotkacie – Uśmiechnęłam się ciepło – Będziecie mieli mnóstwo czasu, żeby poflirtować.
Śmiałyśmy się głośno przez całą drogę. Ludzie patrzyli na nas, jak na wariatki.

***

Weszłyśmy do Centrum Handlowego. Opowiadałam Desi o moim życiu w Nowym Jorku. O tym, że byłam stuprocentowym dresem, że jeździłam wyczynowo na rolkach i o tym, że skakałam po murkach i malowałam na nich kolorowe murale. Słuchała mnie w cichy, co chwilę kiwając głową ze zrozumieniem.

Weszłyśmy do małej kawiarni. Usiadłyśmy do małego stolika przy gigantycznym oknie. Ja zamówiłam gorącą czekoladę, a moja towarzyszka kawę. Plotkowałyśmy, jak stare dobre przyjaciółki. Znajdywałyśmy coraz więcej łączących nas tematów.
- Skąd znasz tego Mata? – zapytała biorąc w dłoń małą, białą filiżankę.
- Mieszka w domu obok. Dostałam piłką w głowę od jego brata. – Desi o mało co nie udławiła się kawą – Gdyby nie on, to pewnie byśmy się nie znali.
- O jak słodko! – powiedziała uśmiechając się. W jej policzkach pojawiły się małe dołeczki, jak u niemowlaka.

Do kawiarni weszła grupka chłopaków. Rozmawiali wesoło śmiejąc się do rozpuku. Usiedzi przy dużym stoliku. Jeden z nich miał włosy w kolorze słomy, tak jasne ja moje. Ubrany w dżinsowe rurki i adidasy wyglądał oszałamiająco. Szczerze mówiąc chłopak w rurkach kojarzył mi się z lalusiem, ale on tak nie wyglądał.
Koło niego usiadł umięśniony chłopak. Miał krótko ścięte włosy i brązowe oczy. Granatowa bluza idealnie pasowała do kremowych spodni. Na skórzanym fotelu siedział ciemnowłosy chłopak w fioletowej koszulce. On również się uśmiechał osłaniając różowe dziąsła i białe zęby.
- Komu się tak przyglądasz? – zapytała Desi przerywając moje rozmyślenia. Obejrzała się i przeleciała wzrokiem po gościach kawiarni. Jej czujny wzrok zatrzymał się na chłopakach siedzących trzy stoliki za nią. – Aaa! Jak chcesz to idź po autograf.
- Autograf? – zapytałam zdziwiona unosząc brew.
- To ty nie wiesz kto to jest? – spojrzała na mnie, jak na ostatnią idiotkę – To One Direction!
Zmarszczyłam brwi próbując znaleźć w głowie coś na ich temat, ale na próżno.
- Zespół! Bardzo popularny wśród nastolatek! Nie słyszałaś o nich?
- Może i słyszałam, ale ja nie słucham takiej muzyki. Wolę hip-hop i rap. Nie zapominaj, że wychowywałam się w mieście, w którym ta muzyka jest podstawą egzystencji i wskazówką do tego, jak przeżyć w betonowej dżungli.
- Ha ha! – zaśmiała się, a przystojni chłopcy spojrzeli w naszą stronę. Szybko odwróciłam od nich wzrok. – kompletni nic o nich nie wiesz?
- Nie
- Ten w jasnych włosach to Niall Horan. Żarłok, jakich mało. Każda dziewczyna do niego wzdycha. Ten obok, w granatowej bluzie to chyba Liam Payne. Nie jestem do końca pewna, bo ja też niewiele o nich wiem, ale moim zdaniem on jest najprzystojniejszy. – Nie zgadzałam się z nią, ale głośno tego nie powiedziałam. – Ten w długich włosach to Harry. Harry Styles. – spojrzałam na chłopaka, który jadł szarlotkę(tak mi się wydawało). Potrząsnął głową, żeby zabrać niesforne kosmyki ciemnych włosów z czoła. – Ten w fioletowym to Louis Tomilnson. Łatwo poznać, że jego ulubiony kolorek to fioletowy.
- Tak, nieciężko to stwierdzić – uśmiechnęłam się.
- A ten przystojny mulat, co siedzi i się na ciebie patrzy, to Zayn Malik.
- Co? - pojrzałam na chłopaka – Wcale się na mnie nie patrzy!
- Żarcik taki – uśmiechnęła się.

Zayn miał śliczne oczy w kolorze mlecznej czekolady. Ręką przeczesywał stojące włosy. Zawsze chciałam mieć ciemną karnację i czarne włosy. Blondynek jest tak wiele, a ja nie chcę być jedną z wielu.
- Idziemy? – zapytałam

***

Siedziałam w domu przeglądając Facebooka. Dostałam zaproszenia od Desier Simpshons. Uśmiechnęłam się do kolorowego zdjęcia mojej nowej przyjaciółki. Bez wahania przyjęłam jej zaproszenia. Dostałam też parę innych zaproszeń od znajomych z nowej klasy. Przyjęłam je i wyłączyłam komputer. Wzięłam książkę w dłoń i zaczęłam uczyć się z biologi.
Zapowiada się cudowny wieczór- pomyślałam.


Pierwszy rozdział już dodany. 
Nie powiem wam kiedy będzie drugi, bo sama tego nie wiem.
Mam nadzieję, że się wam podobało.
Zapraszam do komentowania i oceniania.

Pozdrawiam, Żużella ; Jessica