- Że co?! – wykrzyknęłam
- Kochanie, spokojnie – próbowała uspokoić mnie mama.
To ja może zacznę od początku. Jestem Corin. Mam 17
lat, no... prawie. Jakoś tak wyszło, że moja mama jest Polką, a tata Amerykaninem.
Co za tym idzie jestem dwujęzyczna. Dobrze mówię po polsku i po angielsku.
Mieszkamy w Nowym Yorku. Na razie! Komuś zachciało się robić karierę i
wyjeżdżamy do Londynu. Na nic moje prośby, błagania i groźby. Oni sobie
postanowili i już. Mama chce pracować w jakiejś gazecie, mniejsza o jaką
chodzi. W każdym razie ja nie mam ochoty zmieniać swojego miejsca zamieszkania.
Gdyby to były wakacyjny wyjazd, to dobra! Zgodzę się, ale na stałe?! Ich chyba
coś… Eh… mniejsza!
- Cori, przeprowadzamy się w przyszłym tygodniu –
zakomunikował tata przy obiedzie.
- Że co?! – wykrzyknęłam. O mało nie zadławiłam się
kawałkiem pomidora.
- Kochanie, spokojnie – próbowała uspokoić mnie mama.
- Ja mam być spokojna?! – zapytałam. – Jak ja mam być
spokojna?! Chcecie mnie wywieźć z mojego ukochanego miasta! Ja tam nie chce
jechać! – Rzuciłam widelcem i wybiegłam z jadalni.
Skoczyłam na łóżko w moim pokoju. Za niedługi już nie
będzie mój. Wpatrzyłam się w kremowy sufit. Westchnęłam głośno i przewróciłam
się na bok. Ze łzami w oczach patrzyłam na tablicę ze zdjęciami moich
przyjaciółek. Tak strasznie żałuję, że muszę ich opuścić. Chciała bym zostać,
ale rodziców nie przekonam. Wtuliłam twarz w poduszkę i zaczęłam płakać.
***
Tydzień zleciał szybko. Spakowałam się. Miałam oczy
czerwone od płaczu, ręce mi się trzęsły. Rodzice jednak byli nieugięci.
Zniosłam walizki na parter. Mama i tata siedzieli Orzy stole w salonie popijając
kawę. Miałam ochotę wykrzyczeć im w twarz, jak bardzo ich nienawidzę. Ostatkiem
sił powstrzymałam się.
***
Właśnie weszłam do nowego pokoju. Miałam ochotę się
rozpłakać. Mieszkaliśmy w jakiejś obleśnej, śmierdzącej dzielnicy. Patologia,
slumsy. Widok z okna był straszny. Mieliśmy małe podwórko. Sąsiedzi byli nawet
mili, ale co z tego?! Ja tu nikogo nie znałam. Czułam się obca. Ciężko mi się
było dogadać. Jak ja będę funkcjonować? Za tydzień szkoła. Ja nawet nie wiem,
gdzie ta szkoła jest!
Ach ten pokój! Okropny! Ściany w kolorze wyblakłej
żółci. Zwykłe drewniane łóżko. Biurko pod oknem i komoda na ubrania. TYLE! A no
tak! Jeden kontakt w całym pokoju. Super!
- Corin! Kolacja! – zawołała mama.
Zeszłam powoli na parter. Usiadłam na krześle przy
kuchennym stole. Stary obdrapany mebel. Westchnęłam co nie uszło uwadze mojej
mamy.
- Coś się stało? – zapytała kładąc talerzyk z
kanapkami przede mną.
- Nie, tylko nie mogę się przyzwyczaić do nowego
miejsca. Rozumiesz?
- Tak, kochanie, rozumiem. Jutro idziemy na zakupy.
Kupimy rzeczy potrzebne do szkoły, może jakieś ubrania. Co ty na to?
- Z chęcią – Uśmiechnęłam się sztucznie. Tak naprawdę,
to nie miałam najmniejszej ochoty iść na zakupy. Wolałam posiedzieć na dupie i
użalać się nad swoim strasznym losem. Ale jeśli miało jej to sprawić
przyjemność, niech będzie!
Zjadłam to, co przygotowała mi mama i odniosłam talerz
do zlewu. Wyszłam na podwórko, że by pooddychać świeżym powietrzem. Usiadłam na
małym schodku i patrzyłam na dachy wysokich budynków. Wyjęłam swojego I`phona i
weszłam na facebook`a. Dodała post „Od dziś nie jestem tygrysem z betonowej
dżungli”. Nie czekałam na komentarze. Wyłączyłam Internet mobilny i włożyłam
telefon do kieszeni. Podciągnęłam kolana pod brodę i westchnęłam głośno. Na
podwórku obok wesoło bawiły się dzieci. Jedno miało śliczne czekoladowe oczy i
ciemną karnacje. Drugie było całkiem czarne. Dziewczynka miała śliczne czarne
włosy zaplecione w dwa warkoczyki.
Rzucali piłką o ścianę garażu, jakby była to
najwspanialsza rzecz pod słońcem.
- Co wy wyprawiacie? – Na podwórko wybiegł chłopak.
Przystojny, wysoki chłopak z zielonymi oczami. Miał jasno niebieskie
przecierane dżinsy. Z lewego biodra zwisał srebrny łańcuszek. Dresowa bluza w
jaskrawe wzory pasowała idealnie do pomarańczowych butów. Wziął małą
dziewczynkę na ręce i zaczął kręcić się z nią dookoła. Dziecko wrzeszczało i
śmiało się. Machała nóżkami i rączkami. Uśmiechnęłam się.
Nagle poczułam ból w skroni. Mała piłka uderzyła mnie
w głowę. Złapałam się za skroń i wstałam ze schodka.
- Migel! – wrzasnął chłopak, karcąc wzrokiem małego
urwisa.
- To niechcący! – krzyknął i uciekł do domu.
- Nic ci się nie stało? – zapytał zatroskany
podchodząc do płotu.
- Nie, nic. – powiedziałam mało przekonywująco.
Podniosłam piłeczkę z ziemi, nie zaprzestając masażu skroni. – Tylko troszkę
boli, ale przejdzie.
- Mat – chłopak podał mi rękę, którą uścisnęła.
- Simona – Oddałam mu piłeczkę.
- Fajnie, że mam taką sąsiadkę. Już się bałem, że
przyjdzie tu jakaś wytapetowana cizia, którą nie będzie się dało pogadać. –
uśmiechnął się uroczo.
- Dzięki za komplement – Odwzajemniłam uśmiech – muszę
lecieć. Do rychłego zobaczenia.
- Pa – rzucił krótko. Czułam wzrok Mata na sobie, gdy
wchodziłam do domu. Nie jest źle, już nam jedną osobę.
***
Następny dzień zapowiadał się… no… ujdzie! Mama
wyciągnęła mnie na zakupy. Kupiłyśmy potrzebne podręczniki. Sporo tego było,
ale w dawnej szkole kupiły byśmy jeszcze raz tyle tego wszystkiego. Namówiłam
mamę na kupienie mi nowej torby. Spodobała mi się. Czarna torba na ramię z
flagą ameryki. Trzydzieści cztery funty to jeszcze nie fortuna. Oczywiście mama
próbowała mnie namówić na flagę Anglii, ale bez skutku. Szłam przez galerię z
nowym zakupem przewieszonym przez ramię.
- Zaczekaj – powiedziałam do mamy zatrzymując się
przed skateshop`em. Na wystawie zauważyłam świetne dresowe spodnie. Szare,
szerokie ze ściągaczem na kostkę. Z tyłu, na pośladkach przymocowane były
różowe sznureczki. Zwisały kołysząc się koło nogawki. – Kupisz mi?
- Masz dużo takich spodni!– odpowiedziała zdziwiona.
- No tak, ale te akurat mi się podobają.
- No dobrze – zaśmiała się.
Po dwóch godzinach wyszłyśmy z galerii obładowane
torbami. Wsiadłyśmy do maminego Cevrolet`a Aveo i ruszyłyśmy do domu.
Wpatrywałam się w panoramę za oknem. Wielkie budynki, mniejsze kamienice. Big
Ben! Markowe sklepy. Niby pięknie, ale nie do końca.
***
Wieczorem usiadła z laptopem do biurka. Włączyłam
facebook i zaczęłam przeglądać posty. Dopiero po chwili zobaczyłam, że mam trzy
zaproszenia do znajomych. Gdy zobaczyłam od kogo one są, parsknęłam śmiechem.
Jedno było od Angeli Fens. Na zdjęciu rozpoznałam małą dziewczynkę z domu obok.
Drugie było od Miki` ego Fens`a. Więc tak nazywa się ten chłopiec, co rąbnął
mnie piłeczką w łeb. Przyjęłam oba zaproszenia. Trzecie było od Mata
Cornmeykel`a. Na zdjęciu profilowym siedział na murku pokrytym muralami i
uśmiechał się zabójczo. Oczywiście i jego przyjęłam do grona znajomych.
Do mojego wczorajszego postu wiele osób dodało
komentarze.
„Trzymaj się mała. Już tęsknimy ;,-(” komentarz od Sam
„ Odwiedzę cię, obiecuje” wspierała mnie Sierra
„Kochamy cię wszyscy” skomentował Paul
Jakoś nie podniosło mnie to na duchu. Wręcz
przeciwnie, poczułam się jeszcze cięższa, bardziej zdołowana. Niżej już upaść
nie mogłam.
Nagle rozległ się charakterystyczny dźwięk
przychodzącej wiadomości. Mat pisał.
„Boli cię głowa?”
„Nie, już mi przeszło ^^” odpisałam
„To dobrze, w ramach przeprosin za mojego brata,
zapraszam cię na mały spacer. Zapoznasz się troszkę z okolicą :)”
„Teraz. Przecież ciemno się robi!” potrząsnęłam głową
z niedowierzaniem.
„Ze mną jest bezpiecznie. To co, idziesz?” Zaczęłam
bić się z myślami. Miło by było, ale mama mnie nie puści. Chociaż mama wcale
nie musi o tym wiedzieć.
„Czekaj na mnie na zewnątrz. Zaraz wyjdę"
Ubrałam dresową bluzę i czerwone rurki. Na nogi
włożyłam wysokie adidasy z reebok`a. Wolałam te z Nike, ale one zostały na dole
i nie chciałam po nie iść. Mama zasypałaby mnie mnóstwem pytań, a ja nie
mogłabym wymyślić racjonalnej odpowiedzi.
Bezgłośnie wyskoczyłam przez okno lądując na dachu
ganku. Zeskoczyłam na trawę. Mat stał na chodniku wyraźnie zdziwiony moimi
umiejętnościami.
- Mieszkałam w Nowym Yorku – Uśmiechnęłam się do niego
– Koledzy nauczyli mnie tego i owego.
- Rozumiem – Pokiwał głową.
Szliśmy chodnikiem rozmawiając beztrosko.
Opowiedziałam mu o sobie. O tym, jak mama postanowiła zostać dziennikarką i
dostała dobrą ofertę tutaj, w Londynie. Jak nie mogliśmy znaleźć lepszego lokum
i wprowadziliśmy się do takiej dzielnicy, a nie innej. Ostrożnie dobierałam
słowa, tak by nie zranić jego uczuć. Przecież on tez mieszkał na tej dzielnicy.
On również opowiedział o sobie. Jego rodzice zmarli,
gdy on miał jedenaście lat. Przygarnęła go ciotka. Zżył się z nią i jej
rodziną. Nie było mu łatwo, ale dał rade. Pokochał młodsze kuzynostwo bardzo
mocno. Traktował ich, jak rodzeństwo.
- Cieszę się, że znam chociaż ciebie. – Powiedziałam,
gdy dochodziliśmy już do mojego domu.
- Ja też się cieszę, że cie poznałem. – Uśmiechnął
się.
***
Pierwszy dzień szkoły. (Na apeli nie poszłam)
Przynajmniej tutaj trzyma się jako taki poziom. Ładny budynek, zadbany, czysty.
Przynajmniej w tym aspekcie rodzice postarali się o mój komfort, chociaż wolała
bym taką szkołę, jaką miałam dawniej. Każdy robił co chciał. Znaczy nie do
końca, ale mieliśmy mniejszy rygor. Niestety tutaj nie wolno mi było nosić
kolczyka w wardze. Zakaz farbowania włosów(moje różowe pasemka nie przejdą).
Żadnej wyzywającej odzieży(z tym nie będzie problemu).
Z kartką w dłoni i z torbą na plecach przechadzałam
się korytarzem w poszukiwaniu sekretariatu. Oczywiście ja, jak to ja, nic nie
mogłam znaleźć.
Znalazłam! Po 20 minutach szukania się udało! Weszłam
do niewielkiego pomieszczenia i usiadłam na małym krzesełku
DESIER
Zapowiadała się naprawdę nudna lekcja. Matematyka!
Zmora dla każdego! Weszliśmy do klasy i ku naszemu zdziwieniu pani Dowell nie
przyszła za nami. Zamiast niej przy biurku stał pan Frendrisch. Nasz fizyk.
- Pani Dowell zachorowała. Przez najbliższy tydzień
nie będzie lekcji matematyki.
W klasie zrobił się szum. Queen wskoczył na ławkę i
zaczął tańczyć. Van wyjęła z plecaka lakier i zaczęła malować paznokietki.
Oczywiście nie mogła się powstrzymać. Markus wziął książkę i rzucił nią.
Zielony podręcznik wylądował pod nogami wysokiej blondynki z zielonymi oczyma. Ubrana
była w różowe rurki. Miała bluzkę z długi rękawem w białym kolorze, a na nią
miała ubraną luźną koszulkę do pępka z flagą USA. Długie włosy spływały kaskadą
fal na jej plecy. Zdziwiło mnie bardzo, że nie ma makijażu.
Schyliła się i podniosła książkę. W klasie nastała
cisza. Nawet Alex nic nie mówił, a znając go, już w głowie kumulowały mu się
teksty do zarywania.
- To jest wasza nowa koleżanka. Przedstawisz się?
- Cześć – powiedziała z dziwnym akcentem – Jestem
Corin. Pochodzę z Nowego Jorku. Przeprowadziłam się tu na wakacjach. Lubię grać
w kosza…
- Chyba się dogadamy – przerwał jej Bastian.
- Grałam w Stanowej drużynie siatkarskiej…
- Mała, już cię lubię – zaśmiał się siatkarz Pete
- Jeżdżę na rolkach wyczynowo i lubię czasem pojeździć
na desce. Od dziesięciu lat strzelam z łuku.
Vanessa parsknęła pogardliwym śmiechem.
- I nie lubię tapeciar – powiedziała Corin patrząc na
Van. Cała klasa wybuchła śmiechem. Klasowa wredota nic nie odpowiedziała.
- Usiądź Corin. – odsunęłam krzesło i poklepałam
miejsce koło siebie. Uśmiechnęła się wdzięcznie i przycupnęła na krześle. –
Muszę wyjść na chwilę. Bądźcie mili dla swojej nowej koleżanki.
- Będzie my bardzo mili! – zaśmiał się Alex.
Nauczyciel pokręcił tylko głową i wyszedł.
- Miło poznać osobę, która podziela moje zdanie
dotyczące zbyt wielkiej ilości makijażu.
–uśmiechnęłam się do niej. Miała śliczne zielone oczy.
Myślałam, że tylko ja tak myślę – zaśmiała się.
- Nareszcie będę miała z kim porozmawiać normalnie.
- Ja się bałam, że będą do klasy chodzić z samymi
modnisiami i nie będzie do kogo mordy otworzyć.
Gadałyśmy
beztrosko dopóki nie przerwał nam Bastian.
- Na serio jesteś z Nowego Jorku? – zapytał.
- Tak. A co?
- A nic – Puścił do niej oczko.
***
Cały dzień łaziłam z Corin. Głupio mi było patrzeć,
jak szkolni przystojniacy (nie ciągnie mnie do nich) za wszelką cenę chcieli umówić
się z nowo poznaną koleżanką. Każdemu odmawiała. Widocznie podzielała moje
poglądy na temat wyglądu. Dla mnie wygląd nie jest najważniejszy, dla mnie,
liczy się charakter.
Wyszłyśmy ze szkoły po skończonych lekcjach. Okazało
się, że idziemy w jedną stronę. Szybkim krokiem przemierzałyśmy szkolny plac.
Opowiadała mi o swoim domu na przedmieściach Nowego Jorku. Mówiła, jak
strasznie jej przykro, że nie może już tam mieszkać.
Szłyśmy drogą rozmawiając beztrosko. Mijaliśmy moich
znajomych. Mówiłam i „cześć” i odchodziłam.
- Część Corin – powiedział przystojniak.. – J tak
pierwszy dzień w szkole?
- Może być – uśmiechnęła się
- Przedstawisz mi swoją śliczną koleżankę?
Zarumieniłam się.. Nigdy nie uważałam się za ładną.
Byłam po prostu dziwna, niespotykana. Niebieski włosy, brązowe oczy. Jasna
karnacja. No może nieprzeciętnie duże były moje piersi, ale żeby nie było, nie
pokazuje ich na prawo i lewo. Mam niebieskie włosy, bo takie mi się podobają.
Dostałam zgodę od pani dyrektor, ale tylko dlatego, że dobrze się uczę i nie
sprawiam problemów.
- To jest Desi. – Uśmiechnęła się do mnie. – Desi to
jest Mat.
Podałam mu rękę, a on szarmancko ją pocałował.
„Przystojniaczek” pomyślałam.
CORIN
Mat spodobał się Desi. Rzeczywiście jest przystojny,
ale całkiem nie w moim typie. Ja nie patrzę oczami tylko sercem. To bardziej
opłacalne. Szczerze mówiąc jeszcze nigdy nie miałam chłopaka, ale nie żałuje.
Nie miałam problemów „ze złamanym sercem”.
- Pa Mat! – Złapałam Desi za rękę i ruszyłam w stronę
domu.
- Ejj… ja jeszcze chciałam z nim pogadać! Było tak
miło! – powiedziała z udawanym oburzeniem.
- Jeszcze się spotkacie – Uśmiechnęłam się ciepło –
Będziecie mieli mnóstwo czasu, żeby poflirtować.
Śmiałyśmy się głośno przez całą drogę. Ludzie patrzyli
na nas, jak na wariatki.
***
Weszłyśmy do Centrum Handlowego. Opowiadałam Desi o
moim życiu w Nowym Jorku. O tym, że byłam stuprocentowym dresem, że jeździłam
wyczynowo na rolkach i o tym, że skakałam po murkach i malowałam na nich
kolorowe murale. Słuchała mnie w cichy, co chwilę kiwając głową ze
zrozumieniem.
Weszłyśmy do małej kawiarni. Usiadłyśmy do małego
stolika przy gigantycznym oknie. Ja zamówiłam gorącą czekoladę, a moja
towarzyszka kawę. Plotkowałyśmy, jak stare dobre przyjaciółki. Znajdywałyśmy
coraz więcej łączących nas tematów.
- Skąd znasz tego Mata? – zapytała biorąc w dłoń małą,
białą filiżankę.
- Mieszka w domu obok. Dostałam piłką w głowę od jego
brata. – Desi o mało co nie udławiła się kawą – Gdyby nie on, to pewnie byśmy
się nie znali.
- O jak słodko! – powiedziała uśmiechając się. W jej
policzkach pojawiły się małe dołeczki, jak u niemowlaka.
Do kawiarni weszła grupka chłopaków. Rozmawiali wesoło
śmiejąc się do rozpuku. Usiedzi przy dużym stoliku. Jeden z nich miał włosy w
kolorze słomy, tak jasne ja moje. Ubrany w dżinsowe rurki i adidasy wyglądał
oszałamiająco. Szczerze mówiąc chłopak w rurkach kojarzył mi się z lalusiem,
ale on tak nie wyglądał.
Koło niego usiadł umięśniony
chłopak. Miał krótko ścięte włosy i brązowe oczy. Granatowa bluza idealnie
pasowała do kremowych spodni. Na skórzanym fotelu siedział ciemnowłosy chłopak
w fioletowej koszulce. On również się uśmiechał osłaniając różowe dziąsła i
białe zęby.
- Komu się tak przyglądasz? –
zapytała Desi przerywając moje rozmyślenia. Obejrzała się i przeleciała
wzrokiem po gościach kawiarni. Jej czujny wzrok zatrzymał się na chłopakach
siedzących trzy stoliki za nią. – Aaa! Jak chcesz to idź po autograf.
- Autograf? – zapytałam zdziwiona
unosząc brew.
- To ty nie wiesz kto to jest? –
spojrzała na mnie, jak na ostatnią idiotkę – To One Direction!
Zmarszczyłam brwi próbując znaleźć w
głowie coś na ich temat, ale na próżno.
- Zespół! Bardzo popularny wśród
nastolatek! Nie słyszałaś o nich?
- Może i słyszałam, ale ja nie
słucham takiej muzyki. Wolę hip-hop i rap. Nie zapominaj, że wychowywałam się w
mieście, w którym ta muzyka jest podstawą egzystencji i wskazówką do tego, jak
przeżyć w betonowej dżungli.
- Ha ha! – zaśmiała się, a
przystojni chłopcy spojrzeli w naszą stronę. Szybko odwróciłam od nich wzrok. –
kompletni nic o nich nie wiesz?
- Nie
- Ten w jasnych włosach to Niall
Horan. Żarłok, jakich mało. Każda dziewczyna do niego wzdycha. Ten obok, w
granatowej bluzie to chyba Liam Payne. Nie jestem do końca pewna, bo ja też
niewiele o nich wiem, ale moim zdaniem on jest najprzystojniejszy. – Nie zgadzałam
się z nią, ale głośno tego nie powiedziałam. – Ten w długich włosach to Harry.
Harry Styles. – spojrzałam na chłopaka, który jadł szarlotkę(tak mi się
wydawało). Potrząsnął głową, żeby zabrać niesforne kosmyki ciemnych włosów z
czoła. – Ten w fioletowym to Louis Tomilnson. Łatwo poznać, że jego ulubiony
kolorek to fioletowy.
- Tak, nieciężko to stwierdzić –
uśmiechnęłam się.
- A ten przystojny mulat, co siedzi
i się na ciebie patrzy, to Zayn Malik.
- Co? - pojrzałam na chłopaka –
Wcale się na mnie nie patrzy!
- Żarcik taki – uśmiechnęła się.
Zayn miał śliczne oczy w kolorze
mlecznej czekolady. Ręką przeczesywał stojące włosy. Zawsze chciałam mieć
ciemną karnację i czarne włosy. Blondynek jest tak wiele, a ja nie chcę być jedną
z wielu.
- Idziemy? – zapytałam
***
Siedziałam w domu przeglądając
Facebook’a.
Dostałam zaproszenia od Desier Simpshons. Uśmiechnęłam się do kolorowego
zdjęcia mojej nowej przyjaciółki. Bez wahania przyjęłam jej zaproszenia.
Dostałam też parę innych zaproszeń od znajomych z nowej klasy. Przyjęłam je i
wyłączyłam komputer. Wzięłam książkę w dłoń i zaczęłam uczyć się z biologi.
„Zapowiada
się cudowny wieczór”-
pomyślałam.
Pierwszy rozdział już dodany.
Nie powiem wam kiedy będzie drugi, bo sama tego nie wiem.
Mam nadzieję, że się wam podobało.
Zapraszam do komentowania i oceniania.
Pozdrawiam, Żużella ; Jessica
Ciekawy styl pisania :)
OdpowiedzUsuńzapraszam do mnie: http://kraina-psychopatow.blogspot.com/
Jeeeju świetne <3
OdpowiedzUsuńKocham kocham <3
PISZ SZYBCIEJ NASTĘPNY :*
Czekam na next <3
http://internetowa-milosc.blogspot.com/
A więc mam nadzieję, że umiesz przyjmować krytykę godnie. ;)
OdpowiedzUsuńUmarł ktoś? Jak weszłam na tego bloga tak pomyślałam bo wszędzie czarno jak w dupie u murzyna za przeproszeniem. Zmień to.
Gdzie zakładka ' bohaterzy ' ? Czytelnicy raczej chca wiedzieć kim są bohaterzy opowiadania. Co im po zdjęciach w nagłówku jak nawet nie wiedzą kto jest kim?
Czytałam, czytałam i końca nie widziałam. Popełniasz wiele błędów.
Prowadź tego bloga dalej jednak zmień wygląd, popracuj nad błędami i dodaj bohaterów.
Jak na razie to blog trafia na listę nudnych i oklepanych.
Pozdrawiam i przepraszam jeśli moje zdanie cię uraziło. Mogłabym być ostrzejsza ale się powstrzymałam. ; )
Drugi blog, który dziś odwiedzam i jest na nim opowiadanie o One Direction. I to drugie opowiadanie, które mi się podoba. Dostrzegłam dwa błędy ortograficzne, ale to szczegół. Każdy je popełnia, ja też. Szablonik świetny, rozdział wystarczająco długi. Chodź wydarzenia za szybko że tak powiem idą. Ja na jedno wydarzenie poświęcam pół rozdziału, rozdział lub czasami nawet więcej. To zależy. Ale tutaj wydarzenia przelatują za szybko. Nie mam już więcej uwag.
OdpowiedzUsuńŻyczę weny i ciekawych pomysłów na rozwinięcie opowiadania. (Liczę na równie szczery komentarz na moim blogu http://rise-of-the-guardians.blogspot.com/ )
Anne Rise of the guardians
Tak przypadkowo do Ciebie wpadłam, byłam ciekawa bloga, choć w linku zobaczyłam coś z "One Direction", nie przepadam za nimi, ale toleruję, jeśli ktoś lubi. Ale nie o tym.. no i pomyślałam.. "o jezu, znowu..", dobra, przeczytałam zdanie, później dwa i bum! Wciągnęło mnie! Zaskoczyłaś mnie kompletnie.. Później, gdy był ten chłopak z dziećmi, byłam pewna, że to będzie jeden z One Direction, a tu znów zaskoczenie i teraz.. Świetnie piszesz. Bardzo ciekawy styl pisania. Super jest wszystko! :) Jeśli będziesz chciała wpadnij i do mnie w wolnym czasie: http://secretinthelist.blogspot.com/
OdpowiedzUsuń